sobota, 22 lutego 2014

2: Nie znasz składu powietrza, którym oddychasz



Skomentuj i zaobserwuj 



- Puszczaj! - wrzeszczała przestraszona, ale również mocno poddenerwowana. Zaczęła wymachiwać dłońmi, kopać nieznajomego nogami. Gdy w końcu doszło do niej, iż nic tym nie zdziała zaprzestała. Zorientowała się, że napastnik niesie ją przerzuconą przez ramię. Być może po raz ostatni nabiera bolesnego oddechu, ten ostatni raz rozgląda się dookoła widząc piękno natury, wspomina cudowne chwile z dzieciństwa, by po chwili na wieki zatrzasnąć powieki. Poddała się, pozwalając by jej oprawca bez przeszkód zrobił to, co zamierzał. Jedno jest pewne, skrzywdzi ją. Zamorduje, porąbie siekierą na kawałki, obleje benzyną i podpali, w najgorszym wypadku zgwałci. Najbardziej obawia się perfidnego wykorzystania jej ciała. Zapragnęła śmierci, mimo że będzie ona bolesna, długa i krwawa. W porównaniu do dzieciństwa, umrze radośnie. Zwichnięta dłoń, złamany nos, wstrząśnięcie mózgu, połamane żebra, posiniaczone, poranione czy poobijane ciało jest niczym innym, jak tylko ranami psychicznymi dziewczyny.
- Zabij mnie.. Proszę! - błagalnym głosem wycedziła przez zaciśnięte zęby. Jego odpowiedzią było głośne praśnięcie pod nosem. Nastała cisza, na niebo przedzierało się słoneczko, promienie rozświetliły częściowo drogę. Miała wrażenie, że niesie jej spasione ciało wieki, jednak nie oddalili się od poprzedniego miejsca nawet kilometr. Młody mężczyzna zrobił kółko wokół opuszczonego, drewnianego domu i zrzucił ją. Stanęła orientując się gdzie jest. Ujrzała za rogiem skrzynkę pocztową i bramę od swojego mieszkania. Ma szanse na ucieczkę, jeśli tylko zacznie dobierać się do niej.
- Nie chcę cię zabijać - odparł rozbawiony. Zdziwiona uniosła wzrok na niebieskookiego. Wyglądał na niewiele starszą osobę. Piercing na twarzy, liczne tatuaże na ciele i dwutygodniowy zarost dodawał mu męskości. Odchrząknął, przerywając dziewczynie zwiedzanie go spojrzeniem, jakby był posągiem w muzeum, z wywieszoną tabliczką "Proszę nie dotykać!"
- Czego ?! - warknęła. Nie wiedziała dlaczego udaje przed nim kogoś, kim nie jest. Może rola odrywanej suki na tyle wbiła się w jej umysł, że nie potrafiła przestać nią być. Lepsze to, niż ukazanie sponiewieranej przez los sieroty.
- Może tak grzeczniej co? Należą mi się przeprosiny i małe słowo dziękuję, słońce - sarkastycznie się uśmiechnął. Równie dobrze to on mógłby przeprosić, że nie sunął się z drogi. Podziękowania? Za myśli samobójcze i porwanie? Czy może za zrezygnowanie z morderstwa? Chciała jak najszybciej zakończyć sielankę i wrócić do domu, więc przystała na jego rozkaz.
- Przepraszam i dziękuję - przewracając oczami ruszyła w stronę swojego osiedla. Nie postawiła nawet trzech kroków, a blondyn uchwycił jej dłoń i przyciągnął w swoją stronę, powodując upadek dziewczyny w jego umięśnione ramiona. Ich ciała stykały się, oboje oddychali sapiąc. Izabela potrafiła odróżnić ciężki oddech od podnieconego, niewyżytego sapania z jego mordy. -Napalił się - pomyślała czując narastające wybrzmienie jasnowłosego. Zrobiło się jej niedobrze, poczuła wstręt, odrazę do niego.
- Stać cię na coś lepszego - syknął wbijając się w jej usta. Natychmiast odepchnęła go od siebie, częstując przy tym uderzeniem z otwartej dłoni. Chwycił zaczerwieniony policzek, a po chwili z impetem wymierzył cios, celując w brzuch. Dziewczyna w nieodpowiednim momencie pochyliła się, obrywając w twarz. Drugie uderzenie trafiło w zamierzane miejsce. Przykucnęła czując mrowienie skóry. Zaczęła kaszleć, ze stłuczonego nosa sączyła się krew.
- Pierdolony damski bokser!! - krzyknęła pociągając nosem. Farbowany blondynek podszedł do niej, pochylił się, unosząc jej brodę wpatrywał się w załzawione oczy pobitej. Szkliły się z powodu odczuwanego bólu, nie płakała. To silna kobieta, nie pozwoli aby na marne wypływały łzy. Dobrze wiedział, że przesadził, nie chciał jej skrzywdzić lecz w jego krwi płynęła amfetamina. Sam do końca nie znał skutków zażycia tego narkotyku, jednak czuł ogromną agresję do wszystkich. Drobniutka istotka stanęła mu na drodze, sprowokowała go. Postąpił jak inni z jego "paczki." Nigdy nie uderzył kobiety. Jeszcze przed dołączeniem do klanu Stylesa był przeciętną osobą. Gnębiony przez rówieśników pragnie zemsty, wykorzystuje przypadkowych ludzi, słabych jak niegdyś on. Wiele razy sam został pobity, był nikim - do momentu aż zmienił go jego przyjaciel, który w zamian za dojście do jego gangu zaoferował mu wzajemną ochronę. Od tego momentu przeraża wszystkich, nikt nie podniósł na niego palca. Jedynie ona, ale została ukarana. Nie tylko Iza miała gorsze życie, również i on poczuł smak odrzucenia. Uchwycił jej dłoń, delikatnie musnął, przygryzając dolną wargę.
- Przepraszam - cicho rzekł i powolnym ale pewnym krokiem odszedł. Brown była zdezorientowana, nie myślała, że tak postąpi. Raczej była przygotowana na przyjęcie kolejnego uderzenia. Otarła zaschniętą maź i ruszyła przed siebie. Niektórzy mają sumienie, potrafią z niego skorzystać i znajdą odrobinę godności aby wykonać mały gest, którym uszczęśliwią innych. Weszła do środka kremowego mieszkania, wzrokiem napotykając lokatorkę.
- Ja pierdole! Gdzieś ty się szlajała? Co się stało? - przerażona zapiszczała, widząc zakrwawioną przyjaciółkę.
- O co ci chodzi? - uniosła brew.
- Krwawisz!! - wrzasnęła rzucając w nią chusteczką.
- Aaa.. Pobiłam się z taką jedną zdzirą, nic wielkiego - wybuchnęła śmiechem.
- Nieźle ci przyjebała - zmartwiona odparła.
- Dostała łomot, zlitowałam się słysząc jej błagalne skomlenie - jasnowłosa urozmaicała swoją opowieść.
- Szurnięta jesteś - gwałtownie wypuściła powietrze. Czuła, że Izabell ją okłamuje. Znała ją na tyle, by wyczuć blef. Nie chciała drążyć dalej tego tematu, bo najzwyczajniej nie miały czasu na spór.
- Też cię kocham - ucałowała ją w czoło.
- Lovelasie za pół godziny zjawi się Scott - uświadomiła ją brunetka.
- I? - skrzyżowała dłonie na piersi.
- Chyba nie masz zamiaru tak się pokazać? To nie Halloween.. - wskazującym palcem mignęła całą jej sylwetkę, od czubka głowy po zabrudzone buty.
- A dlaczego nie? - odpyskowała.
- Wyglądasz jak ta szmata - huknęła wyraźnie rozbawiona.
- Dobra! Idę się odświeżyć, nie nalegaj tak.. - odparła podążając do toalety.
- A tak miedzy nami, to była ZDZIRA! - przeliterowała ostatnie słowo, trzaskając drzwiami. Nie uraziła jej, u nich takie odzywki są niemal codziennie. Doskonale się rozumieją, pozwalają sobie na śmieszną krytykę.


              Wzięła prysznic, wysuszyła włosy, zrobiła tradycyjny makijaż i ruszyła do pokoju. Po drodze zderzyła się z Tay, która wrzeszcząc, że włosy się jej skręciły leciała do siebie. Pomijając fakt, że zdarła ze współlokatorki ręcznik chowając pod nim czuprynę. Na całe szczęście mieszkają bez żadnych osób płci przeciwnej, więc spokojnie w swoją stronę kroczyła toples. Założyła obcisłą białą sukienkę, czarne szpilki oraz skórzaną kurtkę, pod kolor butów. Do ciemnej kopertówki schowała pomadkę, klucze od mieszkania. Nim wrzuciła komórkę do torebki, ujrzała nieodebrane połączenie i kilka wiadomości. Większość była od Taylor, ale jeden sms sprawił, że rzecz ze srebrną klapką znalazła się na podłodze.




 "Schrupałbym cię golasie. 
Kiedy się widzimy? 
H."


- Golasie? Kurwa! - krzyknęła spanikowana, zasłaniając okno. Odgarnęła włosy z twarzy, zastanawiając się kim może być ten zboczeniec. Usłyszała brzdęk komórki, poniosła ją i ujrzała kolejną wiadomość. 



"Koniec przedstawienia? A ja tak się napaliłem..
 W tej sukience wyglądasz jak tresowana suka.
Przyjmiesz nowego klienta? Nie martw się, dogodzę ci.
H."


Nie zdawała sobie sprawy z zagrożenia, zbagatelizowała taką małą błahostkę. Ktoś ją obserwował, ale skąd wiedział gdzie mieszka? Wystukał sobie pierwszy lepszy numer i akurat padło na nią? Przypadek? A może początek piekła. 
- Iza!!! - Gomez darła się jak opętana. Zleciała po schodach, schowała fona i wyszła na zewnątrz, gdzie czekała na nią Taylor ze Scottem. Tego wieczoru ciemnowłosa założyła skórzane spodnie, czarne szpile i białą bluzkę z odkrytymi plecami oraz bufiastym zakończeniem materiału. Wsiadając do samochodu nałożyła ciemny żakiet. Długowłosa dziewczyna postanowiła tej nocy zaliczyć porządnego zgona. Chociaż na chwilę zapomnieć o tych wszystkich sukinsynach. Dotarli na miejsce, wysiedli i ruszyli do zatłoczonego mieszkania. Zakochana para od razu poszła w swoim kierunku. Natomiast Izabella ruszyła do stołu z alkoholem, gdzie upiła spory łyk whisky. Trzymała kubek w dłoni, poruszając ciałem w rytm muzyki. Nieustannie ktoś wchodził, nawet nie pukając. Nagle wszystkie dziewczyny pędem poleciały do drzwi, jakby zobaczyły jakąś sławną osobę.
- Pojebane - prasnęła pod nosem, wlewając w siebie trzeciego drinka.
- Spokojnie moje panie! - pisk nieogarniętych panienek przerwał jeden władczy, zachrypnięty głos. Spojrzała w kierunku tłumu lecz szybko tego pożałowała. A mogła zostać w przebraniu na Halloween, przynajmniej miałaby pewność, że skutecznie odstraszy intruza. 




"Każdy człowiek jest jak Księżyc. Ma swoją drugą stronę, której nie ukazuje nikomu"



***

Dziękuję za cudowne komentarze, które tak bardzo mnie zmotywowały. 
Ogromnie się cieszę, że pozostawiacie po sobie jakiekolwiek słowo. 
Mam nadzieję, że nie zawiodłam was tym rozdziałem.
Jak widać z działu na dział robi się coraz ciekawiej.
Ps: Stuknęło 1000 wyświetleń! Strasznie się cieszę i dziękuję wam bardzo!
Przypominam, że anonimowi również mogą komentować.
Prosiłabym tylko byście się podpisali. 
Pozdrawiam. 











środa, 12 lutego 2014

1: Okaleczona gniewem i łzami stale dozującymi ból



Skomentuj i zaobserwuj



          Wparowała do pokoju niczym huragan, potykając się przy tym o porozrzucane rzeczy współlokatorki. Rozsunęła żaluzje powodując prześwit promieni słonecznych, które rozświetlały wnętrze czarnego pokoju, urządzonego w mrocznym stylu. Jasnooka nie lubiła kolorowych, pstrokatych rzeczy, bowiem uważała, że jej życie jest zbyt szare, aby mogła cieszyć się kolorami tęczy. Być może po prostu nie potrafiła, nie sprawiało jej to radości. W dzieciństwie wolne chwile przesiadywała w koncie różowego pokoju zabaw, w którym rozchodziło się echo dziecięcych śmiechów. Izabella tak na prawdę nigdy nie trzymała w dłoni lalki barbie czy wypchanego pluszem misia. Odrzucała zabawki, odtrącała dzieci, które próbowały ukazać jej piękno beztroskiego życia. Jej świat stracił barwę, sens zaginął, tak jak cele, marzenia czy spokojne noce. Wkroczyła w mroczny okres, przepełniony rozczarowaniem, bólem, łzami. Podkulała nogi pod samą brodę, chowała twarz w dłonie i myślami wracała do przeszłości. Do dni, które tryskały euforią, mimo że nie było ich wiele, ona nadal pamiętała z nich każdy, najdrobniejszy detal.
- Wyżej tatusiu! Rozbujaj mnie tak, abym paluszkiem dotknęła białej waty na niebie - krzyczała, radośnie wyciągając dłonie ponad sobą.
- Słoneczko to są chmury. Kiedy człowiek się smuci właśnie stamtąd pada deszcz. Aniołowie płaczą, zadręczając się ludzkim cierpieniem. Przyznasz sama, że kiedy na podwórku jest ponuro twarz diametralnie ci się smuci - uśmiecha się do córeczki, wskazując niebieskie obłoki. Tego dnia była przepiękna, słoneczna pogoda. Rzadko kiedy zdarzało się, aby w połowie stycznia śnieg zaczął topnieć przez dodatnią temperaturę. W tle rozchodziły się chóralne śpiewy ptaków. Lekki podmuch wiatru rozwiewał kosmyki włosów opadające na twarz dziewczynki.
- A co się dzieje, gdy sypie śnieg? - dopytuje, wyraźnie zaciekawiona opowieściami rodzica. 
- Aniołowie urządzają sobie piżama party i uderzają się wzajemnie poduszkami, z których wypadają drobniutkie piórka - odpowiada rozbawiony swoim stwierdzeniem. 
- Więc jeśli jest burza, to grają na garnczkach? - zadziwiona marszczy czoło. Brunet wybucha niepohamowanym śmiechem. 
- Można tak powiedzieć. Często również denerwują się na ludzi, którzy wyrządzają zło. 
- To jest bezsensu! - oburzona krzyżuje ramiona na piersi. 
- Ale co? - zaskakuje go postawa córki. 
- Wszystko tatusiu. Aniołowie płaczą, złoszczą się, ale nie oczekują od nikogo pomocy. Jak mamy im jej udzielić, skoro nie ma ich wśród nas? 
- Kiedy człowiek się rodzi, na świat wraz z nim przybywa jego anioł stróż. Jego zadaniem jest czuwanie nad powierzoną osobą, zapewnienie mu bezpieczeństwa, jednak nie mogą ingerować w życie ludzkie. Podpowiadają co jest dobre, a co złe. Dla nich szczęściem jest każdy uśmiech, radość bliźniego oraz to, że takie malutkie dziewczynki jak Ty, każdego dnia budzą się z promienną twarzą - muskularny facet pomaga zejść dziewczynce z huśtawki i chwytając za rączkę prowadzi do domu. Rozpiera go duma, że ma tak mądre dziecko, jednocześnie nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo w przyszłości je zrani. 
                Kiedy pan Alex Brown miał pracę, dbał o rodzinę. Z czasem popadał w długi, uważając alkohol za jedyny ratunek. Każdego dnia wyniszczał go. Sprawiał, że z godziny na godzinę powstawał tyran, który zapragnie zniszczyć wszystko, co niegdyś było dla niego najważniejszym. Po śmierci rodziców siedmioletnie dziecko trafiło do domu dziecka. Gdy stała się pełnoletnia, musiała sama zadbać o siebie. Pani Norma, życzliwa, czterdziestopięcioletnia wychowawczyni zaapelowała, że co miesiąc będzie wpłacać jej tak zwane kieszonkowe. Bogata kobieta od dwóch miesięcy regularnie przelewała wysoką sumę pieniędzy. Zżyła się z sierotą, pokochała. Taylor Gomez postanowiła również się usamodzielnić, więc zamieszkała w domu wykupionym przez jej rodziców, a spłatą wszelakich rachunków zajmowała się sama. Pewnego dnia spotkała Izabellę Brown, której zaproponowała wprowadzenie się. Od tego czasu dziewczyny bardzo się ze sobą zaprzyjaźniły. Jedna drugą traktuje niczym rodzoną siostrę. Tay, bogaczka z pełnej, kochającej rodziny próbowała uwolnić prawdziwe oblicze współlokatorki. Iza, zniszczona przez życie sierota, która nie ukazuje prawdziwej twarzy. Skrywa miłą, opiekuńczą osobę pod maską chamskiej, zarozumiałej zołzy.
- Wstawaj śpiochu! - skacząc po łóżku, uderzała koleżankę poduszką.
- Juu-uż, minutka - mruczała pod nosem, machając dłońmi. Gdy ciemnowłosa niefortunnie stanęła na skraju łóżka, z impetem runęła na ziemię.
- Auuć.. - skomlała leżąc na ziemi z uniesionymi nogami, przypominając literę "L".
- Jak chcesz, to potrafisz zamilknąć - nieświadoma, iż upadek była oznaką ciszy, wstała i rozejrzała się po pomieszczeniu. Jej wzrok utkwił na leżącej Gomez. W ułamku sekundy wybuchnęła gromkim śmiechem, którego echo odbiło się na cały, dwupiętrowy budynek.
- A tobie co? - zapytała zaciskając zęby, przez które wydobywał się nieposkromiony, rozbawiony jęk.
- Nic! Tak sobie kurwa leżę - poddenerwowana syknęła.
- Spoko. Pójdę się odświeżyć - odpyskowała i zaspana ruszyła do toalety.
- Zołza!! - ryknęła podnosząc się.
- Poproszę tosty! - zaśmiała się.
              Letnia woda zmywała pot z ciała kobiety. Przypominała sobie noc, a w szczególności sen. Dlaczego to jej wszystko musiało się przydarzyć? Czemuż to nie może być taka, jak Taylor? Każdego dnia zazdrości jej coraz bardziej, widząc brązowe tęczówki błyszczące od szczęścia, gdy odwiedzą ją rodzice. Założyła bawełniane, szare leginsy, czarny T-shirt z krzyżem oraz wysokie creepersy. Rozczesała długie blond włosy, podkreśliła oczy tuszem i czarną kredką. Widząc zarozumiałą dziewczynę, sarkastycznie się uśmiechnęła. Jest silna, mimo wszystko nadal oddycha, walczy o lepsze jutro. Wolnym krokiem ruszyła do kuchni.
- Jednak posłuchałaś - uśmiechnęła się triumfalnie, przygryzając tosta.
- Złotko, znasz granicę mojej dobroci - dumna bąknęła.
- Zapowiada się niezła biba u Scotta. Idziemy prawda? - zapiszczała podekscytowana, przerywając ciszę. Wysoki, dobrze zbudowany blondyn, który wyglądem przypomina greckiego boga wojny, to Scott Lewis - chłopak Tay. Domówka u niego zawsze była organizowana z hukiem, niczym  "Project X". Na imprezy Scottiego często wdzierała się banda nieproszonych gości. Nikt nie potrafił im się przeciwstawić. Ich widok przerażał każdą przypadkowo napotkaną osobę, a jednocześnie przyciągał tłum lasek, które przylatywały jak ćma do ognia. Wydawało się, że mogą mieć każdą - jeżeli nie po dobroci, to siłą.
- Bądź gotowa na 20:00, Scott po nas wpadnie - z rozmyśleń wyrwał ją piskliwy głosik koleżanki, która zniknęła za drewnianymi drzwiami.  Ubrała na siebie kaszmirowy sweterek i ruszyła do pobliskiego sklepu po paczkę papierosów. Nie lubiła tam chodzić, ponieważ market umiejscowiony jest za parkiem, w głębi lasu.
- Po jaką cholerę ktoś w puszczy stawia budynek!- mruknęła zdenerwowana, gdy przyjęła na twarz kolejny cios gałęzi.
Pchnęła metalowe drzwi i szybkim krokiem ruszyła do działu z używkami. W środku panowała dziwna cisza. Mijając przerażoną kasjerkę dziewczyna poczuła, że coś się święci. Oprócz niej i dwójki wytatuowanych mężczyzn, nikogo więcej nie było.
- Kurwa - burknęła, kiedyś ktoś na nią wpadł. Siła z jaką odbiła się od kolesia była na tyle mocna, że blondyna straciła równowagę i upadła na pośladki. On nawet nie drgnął, stał niewzruszony i zapatrzony w nią.
- Liam, miło mi - zaśmiał się, stawiając ją na równe nogi.
- Aha, super - przewróciła oczami i podążyła do kasy. Usłyszała cichy pisk, a po chwili ujrzała jak kędzierzawy chłopak dobiera się do przerażonej rudowłosej. Bez zastanowienia zareagowała, odpychając go z całych sił. Brunet lekko się zachwiał, ale nie upadł.
- Co do cholery! W bohaterkę się bawisz? - prasnął rozzłoszczony.
- Czego od niej chcecie? - pewna siebie rzekła. Ukrywała narastający strach, przejęła kontrolę nad wszelakimi uczuciami, których nie ukazywała. Skoro rabują sklep to niech robią swoje, a nie gwałcą bezbronne osoby.
- Nie takim tonem skarbie.. Przyszliśmy się tylko zabawić - wolnym krokiem zbliżył się, oparł swoje czoło o jej. Stali w bez ruchu, lecz nagle z impetem przywarł ją do ściany, zacisnął mocno nadgarstki, tak, że ramiona dziewczyny uniesione były ponad jej głowę. Oblizał wargi, przygryzając je lekko. Oddech niebieskookiej był przyśpieszony, serce biło jak bomba przed samym wybuchem. Ciało zaczęło drżeć, zdała sobie sprawę, że cholernie ją przeraża.
- Boisz się? - lekko przekręcił głowę i zderzył się z jej spojrzeniem. Nie odpowiedziała.. Zaczęła płakać, łza za łzą wypływały z oczu, jak wtedy. Przeszłość powróciła, a wydawało się, że można z nią wygrać. Poczuła jak chłopak zaczyna całować jej szyję.
- Przestań! Proszę! Przestań! - skomlała, łapczywie nabierając powietrza. Schodził niżej, czuła zaciskające się zęby w okolicach obojczyku. Próbowała go odepchnąć ale na marne. Zmienił strategię i teraz jedną ręką trzymał obolałe nadgarstki dziewczyny, a drugą naciskał przez materiał pierś.
- To boli! - popadła w histerię, policzka coraz bardziej robiły się wilgotne. Chce jej zrobić to samo co ojciec. Im wszystkim tylko jedno w głowie. Po chwili mężczyzna z tatuażami na ciele oderwał się od niej i z agresją krzyknął w kierunku pracownicy, która włączyła alarm.
- A to dziwka! Zadzwoniła po psy! - uderzył niewysoką kobietę, która zsunęła się na podłogę.
- Spadamy! - wrzasnął do kolegi, który tuż za nim wybiegł ze sklepu. Izabela stała zdezorientowana, wystraszona. Jej ciało zamarło, zdrętwiało, poczuła bezsilność jak w dniu śmierci ojca. Zabrała paczkę papierosów i zostawiając kasę na ladzie, wybiegła z lokalu. Przestraszona ruszyła pędem do mieszkania. Z nieba zaczęły spływać krople. Jedna, druga - aż w końcu rozpętała się ulewa. Aniołowie płaczą, jej strażnik kopnął ją w dupę, jak rodzice. Zapatrzona uderzyła w kolejną, przypadkową osobę - upadła, ale szybko stanęła na równe nogi. Zaczęła biegnąć dalej, obawiając się, że to może być ON. Poczuła, jak ktoś otula ją od tyłu, przytrzymując by nie uciekła.

       


"Hipotermia, zimny wiatr rozwiewa szlak po niespełnionych marzeniach gdzieś tam głęboko na dnie mojego zmarzniętego serca, a ja nie umiem znaleźć w sobie światła, nawet w świetle dnia"



***

Dziękuję bardzo za tyle miłych komentarzy.
Za wszystkie wyświetlenia i twarzyczki w obserwujących.
Od razu informuję, że nie zawsze będzie tutaj kolorowo.
Wkroczyłeś w ciemną sferę bloga, w którym ból, krew, łzy, smutek to codzienność.
Ten dział jest bardziej "informacyjny" - opowiada o życiu Izabeli, o tym jak poznała Tay.
Chciałabym abyście o głównej bohaterce wiedzieli tyle, co ja. Potem przejdziemy do konkretów.
Oczywiście zaostrzyłam zakończenie, aby nie było nudno i smętnie.
Jak myślicie, na kogo wpadła dziewczyna? 
Pozdrawiam.







niedziela, 9 lutego 2014

Prolog


       Wrócił po raz kolejny do mieszkania zalany w trupa. Ledwo udało mu się przekroczyć próg a już zaczął się awanturować gdzie podziała się ta dziwka z bachorem. Chodziło mu o mnie? Przecież kocha malutką Izabellę, powtarzał to bardzo często. Mamusia śpi albo znowu jest chora. Uciekając szybko do kuchni, chowając się pod stołem podkulam nogi  i zakrywam dłońmi twarz. Przez palce widzę mamusię. Bezbronnie leży na salonowej kanapie. Podchodzi do niej trzymając w dłoni pas, który wcześniej wyciągnął ze swoich sztruksowych, czarnych spodni. Nie może jej uderzyć. Zachoruje przez niego i zabiorą ją do szpitala, a mnie pozostawią na pastwę jego losu. Stoi nad nią poruszając zamszową rzeczą w dłoni. Przygląda się jej, a następnie nachyla i mocno łapie za ramiona. Wrzeszczy do ucha krótko-ściętej blondynki, zadając przy tym pierwsze ciosy pasem. "Wstawaj! Wstawaj! Ty pierdolona suko! Wstawaj!". Mamusia płacze gdy kolejny raz uderza ją. "Błagam cię przestań, błagam" mówi gdy wysoki brunet w podeszłym wieku, o dwutygodniowym zaroście stawia ją na równe nogi. Rzuca pas na bok i przygląda się jej twarzy. Jasnowłosa upada na ziemię przyjmując cios w twarz. Mlaśnięcie jego dłoni o zaróżowiony policzek odbija się echem na cały dom. Kobieta przestaje krzyczeć i zwija się w kłębek. Wkładam palce do uszu, zaciskam powieki aby tylko uciec od tego potwora. Słyszę jego kroki.. Jest coraz bliżej, otwieram oczy i widzę jak podąża w moją stronę z perfidnym uśmieszkiem. Pociera dłońmi radośnie jakby trafił szóstkę w totka. Chwyta mnie za nóżki i ciągnie ku sobie. "Tu się gówniaro schowałaś" - warczy przygniatając moje ciało swoim. Próbuję z całych sił go odepchnąć ale co może zdziałać siedmioletnie dziecko? " Ratunku!! Mamusiu! Ratuj! On znowu to robi! Błagam cię! Ratunku!" - wrzeszczę uderzając go pięściami w głowę. Czuję odór wydostający się z jego pijanego pysku gdy łapczywie nabiera powietrza między pocałunkami w szyję i dekolt. Izabel wie co ją czeka, nie pierwszy raz rzuca się na nią, ale wtedy ratowała ją mamcia. Teraz ona sama zwija się z bólu. Zsuwa swoją dłoń coraz niżej i niżej aż w końcu dociera do zapięcia spodni. Jedną dłonią przytrzymuje dziecinkę, a drugą bez problemu zdziera z niej spodnie. Wkłada ogromne łapy do jej bielizny. Wskazujący palec przedziera się przez wargi sromowe i po chwili dziewczynka piszczy z bólu. "Tatusiu, boli! Przestań! Proszę! Przestań!" - kilkuletnie dziecko krzyczy na marne. Wyciąga dłoń spod różowawych majteczek i próbuje zedrzeć z niej kaszmirową bluzeczkę w misie, którą dostała od niego kilka tygodni temu na urodziny. Nie może sobie poradzić z ubraniem więc zaprzestaje. Dziewczynka wykorzystuje moment, w którym to muskularny facet unosi się by ściągnąć spodnie. Z całych sił kopie go w krocze tenisówkami o grubej podeszwie. Mężczyzna zwija się na podłodze tak jak mamusia. "Popierdolony bachor! Niech ja tylko wstanę a zabiję ciebie i tę nic nie wartą dziwkę!". Dziewczynka podbiega do trzydziestoletniej kobiety i pomaga jej wstać. Gdy już mają uciekać oprawca zaciska swoje łapska na dłoni matki. "Wybierasz się gdzieś?" Popada w gromki śmiech. Rzuca nią o drzwi, okładając pięściami. "Nie uciekniecie ode mnie. Jesteście moje!" Zaciska dłonie na jej szyi. Próbuje się ratować, odpycha go powodując, że jego uścisk przybiera na sile. Traci przytomność, twarz przybiera bladawy kolor. "Kochałam cię i nadal kocham" wypowiada ostatnie słowa, kiedy to Izabelcia wbija długi kuchenny nóż w plecy mężczyzny. Odwraca się w jej kierunku. Dziewczynka cofa się niepewnie, widząc cień osoby zsuwającej się ze ściany. " Co do cholery?!" Zdziwiony spogląda na sztych wystający z brzucha.  Upada na kolana a następnie niczym mistyczny potwór z impetem uderza o panele. Tonie we własnej krwi, zamordowała go córka, którą regularnie molestował. "Boże, dziecko! Coś ty zrobiła?" Zdezorientowana matka przytula dziewczynkę, gładząc ją po głowie. "Już ci nie zrobi krzywdy, nigdy" Szepcze tuląc jej trzęsące się ciało. Na miejsce zjeżdża się policja, karetka. Zabierają mamusię bo zabiła tatusia, ale ona wzięła winę na siebie. Jest niewinna, jednak jej matczyna miłość jest silniejsza. 
 - Mamoo!!!! - budzę się z krzykiem. To był zły sen, jestem bezpieczna. Nikt mnie nie skrzywdzi, na pewno nie on. Nie pozwolę nigdy by ktoś zrobił mi krzywdę. Mama nie wytrzymała, zabiła się i pozostawiła mnie. Chodzę po tym świecie 18 lat i nie wiem jak długo jeszcze pociągnę. Rany na dłoni się sklepiły, niestety ja nie pozwalam im się do końca zagoić. Jestem sama, samiuteńka.. Kochała go tak mocno, że wybrała śmierć niż życie z własnym dzieckiem. Moja zmarła dusza, zabija moje żywe ciało. Cisza odbija się od czterech ścian niczym echo odbijające się od krzyku. Drażni moje uszy, powoduje, że łzy wieszają się na rzęsach. Dotyk jest niczym. Sprawia tylko, że wspomnienia powracają. Widzę jego perfidny uśmiech i pocierające się dłonie. Oni mnie nie kochali, pozostawili.. Ona wybrała alkoholika, po raz kolejny stoczyła się za nim. Zatapiała się w alkoholu jak ten demon, tylko że odreagowywała na sobie. Aż pewnego dnia przesadziła i biorąc kawałek rozbitej butelki nacięła mocniej niż dotąd skórę. Wykrwawiła się, utonęła jak on. 




 "Księżyc za oknem zimny i smutny jak ja" 


sobota, 8 lutego 2014

W roli głównej





Izabella Brown

" Wybaczam ci, jesteś tylko opartym na pochodnych węgla, niestabilnym, organicznym, głupim towarem "










Harry Styles

" Czasami najokrutniejsze czyny nie wynikają z zamiaru, żeby kogoś skrzywdzić, ale z naszych niedostatecznych starań, żeby tej krzywdy nie wyrządzić "







Louis Tomlinson 

" Zdrada jest niemożliwa bez zaufania. Czy to znaczy, że nie powinniśmy nikomu ufać? Nie, takie postępowanie też byłoby zdradą "







Niall Horan

" Lubimy się pocieszać, mówiąc o Feniksie powstającym z popiołów, ale zapominamy, że ogień, który obrócił wszystko w popiół, powstał z winy samego Feniksa "







Zayn Malik

" Gdy się ucieka, ucieka się jak wilk. Nigdy po ścieżkach, którymi się kiedyś chodziło "






Liam Payne

" Los, podobnie jak ogień, nie jest wybredny w tym, kogo unicestwia "